Gvydion

Gvydion
main char /Gvydion/ Warband crpg mod 34 l

wtorek, 8 września 2009

Podróż w Alpy

3 dni stopem do Locarno, z tamtąd samochodzikiem komunikacji podmiejskiej do miasteczka Spruga w górach, na granicy szwajcarsko włoskiej.

Pierwszy dzień mozolny, do wieczora dojeżdżam do granicy w Cieszynie, kierowcy obficie częstują papierosami jak to czasem bywa, w Cieszynie chwilę przed zmrokiem mam szczęście złapać dobrą okazję.
Zatrzymuje się ciężarówka dostawcza (około 8 ton ?) kierowca jedzie ze mną do Graz (Austria) więc pokonujemy ładny dystans , koło 3 w nocy śpię na bardzo zielonym parkingu (ściany porasta bluszcz) , odgrodzonym ścianą antyhałasową od autostrady.

Rano przy śniadaniu znów mam trochę szczęścia, widzę że para w średnim wieku siedząca przy stole obok wysiadła z wozu o polskich tablicach, zagadnięci zgadzają się zabrać mnie aż do Verony!

Tego dnia z okien widzę Alpy, potężny majestat, wóz mknie przez kolejne tunele .

Popołudnie (niedziela) w veronie to czysta frustracja, upał , nikt pomocny się nie zatrzymuje
(najpierw włoch pijaczek który raptem parę km do miasta mógłby mnie podwieźć, i tak nie po drodze)

potem policja włoska sprawdzająca jakiś wóz instruuje mnie by nie łapać stopa na autostradzie

potem służba remontowa autostrady instruuje mnie o tym ponownie, zagadnięci podwożą mnie do bramek na drodze w Veronie i mówią że tu można łapać, co z tego skoro nikt nie podwozi i tylko jaszczurki grzeją się w upale i słońcu .
okazuje się że w niedziele sklepy we Włoszech są nieczynne
nie zwiedzam starego miasta bo to jakieś 10 km od miejsca gdzie się zatrzymałem
wieczorem okazuje się że chochliki spłatały figla (v Wągrowiec) i tyczka w namiocie jest rozłączona (dopiero jakieś 2 tygodnie później nauczyłem się składać ją jako tako mimo usterki)

w poniedziałek jest lepiej
kierowca tira podwozi mnie pod Milan
stamtąd polski kierowca następnego tira podwozi mnie do Milanu
tam nagabuje jakiegoś gościa ze Szwajcarską tablicą (tira) który wiezie mnie na granicę szwajcarsko włoską (przyjaciółka jego dziewczyny jest Polką mieszkającą w szwajcarii, spotykamy się w knajpce na granicy, częstują piwem i nawet chcą kupić bilet na pociąg do Locarno ale wybieram stopa)

po trzech dniach wieczorem jestem na rainbow gdzie okazuje się że nie ma nikogo znajomego
(obchodzę food circle przy wieczornym posiłku) .
Iskra, Rafał , Dorota , Crow wszyscy byli ale wcześniej ode mnie :/

Następnego dnia spotykam Angelo i Davida

no i siedzę na tym rainbow jakiś tydzień

w środku Alp, naprawde piękne miejsce w górach
warsztaty teatralne są ciekawe.

z większością ludzi można się dogadać po angielsku (większość czytaj : Włosi, Szwajcarzy, Francuzi, Belgowie , Niemcy, 2 osoby mówią trochę po polsku, wyemigrowali lata wcześniej, jako dzieci) .

Pierwsze duże rainbow na którym jestem ( w porywach 300 osób)

sporo pomagam w kuchni (ach to podjadanie)

pewnego dnia jest naprawdę piękna słoneczna pogoda
idziemy kąpać się w ciepłych wodach (stary opuszczony dom z wielką łaźnią)
w wodzie jakby czekając na nas chłodzi się kilka butelek piwa !
Ekipa to : angielska para młodych chippisów , gość z pd ameryki i jakiś mocno zakręcony hip koło 40 stki .

przychodzą włoscy GOPRowcy i ostrzegają nas że następnego dnia będzie potop (by nie zbliżać się do rzeki)
faktycznie nad ranem zaczyna się górskie oberwanie chmury, bardzo ulewnie pada do następnego poranka .

poznaję klownującą Emmę

o czym pewnie napisze później

cdn (?)

Brak komentarzy:



Czang-Kaj-Szek, Roosvelt, Churchill. Konf. w Kairze